O imprezach integracyjnych napisano już wiele. Podsumować większość tych opowieści można by krótko – Sodoma i Gomora, albo inaczej mówiąc: rozmach, hałas i rozpusta. Sam znam przykłady nowopowstałej (wówczas) w Polsce bogatej korporacji, w której imprezy integracyjne dla pracowników, a tych było już wtedy kilka tysięcy, odbywały się na wynajętym na weekend nadmorskim poligonie, a z Warszawy (i innych regionów) jechały tam specjalne dodatkowe pociągi. Nie pytajcie co tam się działo… A kiedy jeszcze podobne ekscesy odbywają się w spółkach państwowych, opłacanych z publicznych pieniędzy, głosy oburzenia podnoszą się same.
Jak to zwykle bywa w takich sytuacjach, ekstremalne opisy sytuacji skrajnych są zwykle prawdziwe, ale nie reprezentatywne. Gdzieś tam – jak zwykle – jest krzywa Gaussa, dla prasy ciekawe są sytuacje skrajne (tzw. „ogony” rozkładu Gaussa). Cisnące się na usta pytania to: „po co to wszystko?” i „czyż to nie skandal?”
Po co to wszystko?
Czytając czy dyskutując na temat imprez integracyjnych warto być świadomym dwóch podstawowych mechanizmów tu występujących. Z jednej strony, kierownictwo każdej firmy w ramach zarządzania firmą ma przed sobą kilka głównych zadań, a jednym z nich jest integracja pracowników. Mówiąc krótko jest to zadbanie o to, aby załoga nie była po prostu „setką osób” (czy „tysiącem osób” itp.), ale zespołem X-osobowym dobrze na co dzień współpracującym ze sobą. Zespół, czyli mała (lub większa) społeczność, posiada wspólne zwyczaje i wartości (kulturę korporacyjną), wspólne cele, jego członkowie znają się i wspierają. Co więcej, członkowie zespołu identyfikują się z nim, realizując tym samym jedną z elementarnych ludzkich potrzeb, widoczną na piramidzie potrzeb Maslova tj. potrzebę przynależności.
Integracja jest więc w każdej firmie i instytucji potrzebna, kierownictwo każdej firmy jest tego świadome i decyduje tylko o jej formach, a w tym o kosztach. Czy firma może nie mieć imprez integracyjnych? Oczywiście może, ale jej efektywność będzie – typowo – niższa niż gdyby odpowiednio o ten aspekt zadbano. Oczywistym jest, że integracja musi kosztować. Mogą to być pieniądze z tzw. funduszu socjalnego, który pracodawca musi tworzyć w typowej firmie czy instytucji, a mogą to być środki z ogólnych funduszy firmowych. Tak czy owak, choć może to zabrzmieć jak paradoks, nie opłaca się niewydawanie tych pieniędzy! Integracja wprawdzie kosztuje, ale prawidłowo przeprowadzona powinna przynieść korzyści uzasadniające poniesione wydatki.
Sodoma i Gomora?
W tym miejscu pojawia się druga kwestia. Czy na tych imprezach faktycznie alkohol musi się lać strumieniami, a sceny rozpusty wołać o pomstę do nieba? Aby odpowiedzieć na to pytanie, warto zwrócić uwagę na kilka elementów. Po pierwsze, tak jak są różne firmy, instytucje i korporacje, tak i są różne formy integracji (patrz zestawienie na końcu tego wpisu). To trochę tak jakbyś zapytał się, czy na weselu lub imieninach cioci musi być TYLE alkoholu? Ale przecież nie na każdym weselu i nie na każdych imieninach cioci leje się TYLE alkoholu. Na jednych więcej, na drugich mniej, jeszcze na innych (choć pewnie rzadko) w ogóle. Jaki kraj takie imprezy, zarówno prywatne jak i firmowe. Dla jednego TYLE to jest za dużo, dla innego TYLE to dopiero początek zabawy. Po drugie, korporacje to specyficzny twór. Można by powiedzieć, że „płacą dwa razy tyle ale przez dwa razy krócej” – stąd trudno w korporacji doczekać emerytury (to zresztą temat na osobny wpis kiedy indziej). Co tu dużo gadać, korporacje wiążą ze sobą pracowników bogatym pakietem socjalnym, atrakcyjnymi zarobkami, połyskliwymi biurami. Na tym tle wystawna impreza integracyjna jest elementem „rozpieszczania” pracowników, też w części pewną formą „demonstracji siły”, pokazem możliwości, w jakimś sensie ma sprawić, abyś naprawdę chciał tu pracować. Coś na zasadzie „korporacja płaci (dobrze) i wymaga (dużo)”. Psycholog dodałby pewnie, że takie bogate imprezy, ponadprzeciętne warunki pracy sprawiają, że ludzie czują się w jakimś sensie „wyjątkowi” i „wybrani”, co pogłębia integrację grupy. W końcu jednak – pamiętajmy – że do sytuacji moralnie dwuznacznych, czy to związanych z nadmiarem napitków czy też swobodą relacji międzyludzkich, potrzeba chętnych – jacy więc ludzie i jakie stawiają sobie granice, takie i imprezy.
Czy istnieją „typowe imprezy integracyjne”?
Każda statystyka jest uproszczeniem. Niby prawdziwa, ale gubiąca szczegóły. Prawdą jest przecież, że „ja i mój pies mamy średnio po trzy nogi”,ale czy coś z tego wynika? Tak więc, podobnie jak mamy różne firmy i instytucje, tak są różne imprezy, albo ich w ogóle nie ma.
Integracja pracowników to jedno z typowych zadań, jakie stoi przed kierownictwem każdej firmy czy instytucji. Celem integracji jest sprawienie aby ludzie się poznali, lubili, mieli wspólne wartości i zasady, a także lepiej współpracowali ze sobą na co dzień.
Integracja kosztuje, tak jak każda inna inwestycja firmowa (np. sprzęt IT, szkolenia, wyposażenie biur). Nie wiem, czy są „twarde” dowody na wpływ integracji na efektywność pracy (pewnie gdzieś są takie badania), ale fakt że większość firm stosuje jakieś formy integracji sugeruje, że tak pewnie w większości przypadków jest. Jaka firma, taka integracja. Do gazet trafiają opisy sytuacji ekstremalnych, choć prawdziwych ale nietypowych. Te typowe są zbyt mało ciekawe.